INNOWACJĘ ZACZNIJ OD SIEBIE - JAK SKUTECZNIE INWESTOWAĆ CZAS



Czy zadaliście sobie kiedyś pytanie, jak inwestować CZAS? Pieniędzy w życiu możemy mieć coraz więcej. Możemy być sprawniejsi, posiadać coraz większą wiedzę. CZASU nam z każdą chwilą ubywa. Nie kupimy go za pieniądze i nie wygramy na loterii. Dlatego jest to jedna z największych inwestycji naszego życia, której akcje wciąż spadają.
Każdy ma swoją oś czasu. Od punktu O do punktu X. Warto ją sobie narysować. Postawić punkt w którym się znajdujemy. Zaznaczyć na niej dokonane rzeczy. Na mojej osi widać od razu, że punkty dokonań zagęszczają się od pewnego momentu. Ze starego budynku zrobiłem firmę, którą prowadzę już 20 lat, o starym zegarku napisałem poczytną książkę i ze starego pistoletu wystrzelałem Mistrzostwo Świata. Udało się miedzy innymi, bo zrozumiałem, że mój czas to nie guma, nie rozciągnie się! 

 
Jak nauczyłem się gospodarować swoim CZASEM? Podglądałem ludzi sukcesu. Co robią? Ciekawsze jednak okazało się to, czego nie robią. Wielu z nich nie ma telewizora, a telefonu komórkowego używa wyłącznie jako narzędzia. Kiedyś oglądałem reportaż o Janie Pawle II. Kamera wjechała do jego pokoju… Było tam łóżko, biurko, krzesło i krzyż na ścianie. Nie było nic, co rozprasza w medytacji i pracy umysłowej. Gabinet doskonały. Nie dziwią więc efekty pracy tego człowieka. Tacy ludzie w pracy są całym sobą, bez rozpraszających facebooków, twitterów itp. Nie widziałem nigdy Papieża odmawiającego modlitwę, aby w kieszeni coś mu brzęczało i podrygiwało, mimo że ma wielu znajomych i przyjaciół, którzy by do niego chętnie zadzwonili lub pobyli na czacie. Dla przyjaciół ci ludzie mają CZAS oddzielny. Są z nimi ciałem i umysłem. Poświęcają im pełną uwagę. Służą radą i pomocą. Podczas takich spotkań znowu nie trwonią CZASU na bla-blanie. Słuchając ich wypowiedzi ma się wrażenie doświadczania. Ludzie sukcesu pracują skupieni tylko na zadaniu aż do wykonania zadania. Wtedy po pracy mogą w pełni poświęcić czas dla rodziny lub na rozrywkę.


Kolejnym krokiem było odrobienie zadania domowego z matematyki. Ułożyłem plan dnia. 8 godzin praca, 8 godzin sen, 4 godziny treningi, 2 godziny dla rodziny, 2 godziny posiłki, 2 godziny dla domu i ogrodu, 4 godziny nauki, 2 godziny sprawy urzędowe i niespodziewane. Jeśli dołożyć czas na różne dojazdy i zmiany miejsca przebywania, moja doba powinna mieć ponad 32 godziny. Z czegoś zrezygnować? Najlepiej ze spraw urzędowych i niespodziewanych. Spróbujcie! Już na drugi dzień zapuka listonosz z ważnym listem z urzędu. To co? Może czas na posiłki? Raz dziennie w dziesięć minut z przygotowaniem?
- A może nie trenować i skrócić czas na sen?
Ja łączę czynności. Jak myję zęby to robię przysiady. Kiedyś przyszedłem mokry do domu. Żona się pyta.
- Gdzie byłeś? - Ja odpowiadam.
- Na Hiszpańskim. - Bo biegam ze słuchawkami na uszach. Śniadania i kolacje spożywam na równoważni trenując równowagę. Jadąc samochodem zażywam masażu kręgosłupa, bo wyposażyłem moje auto w profesjonalny masażer. W kolejkach do urzędów zawsze czytam. Cały „Madrygał” przeczytałem czekając w kolejkach do Urzędu Skarbowego. Z radia w samochodzie puszczam najczęściej audiobooki (stacje radiowe emitują dla mnie za dużo reklam). Te pomysły można mnożyć i udoskonalać. Jedyne chwile, w których z całą pewnością nie mogę być multizadaniowy to czas poświęcony rodzinie, firmie i na specjalistyczny trening. Tu się nie da oszukać, ale akurat wtedy chcę być całym sobą tylko w tym jednym miejscu!


Inaczej rozprawiam się z zadaniami wymagającymi dużo czasu na ich wykonanie. Tutaj stosuję wypracowane przez siebie „interwały”. Jeśli zadanie wymaga kilkunastu lub więcej godzin, robię planowane przerwy. Te zadania często pochłaniały mnie bez reszty i w trakcie ich realizacji często zbaczałem z obranego kursu. Musiałem zastosować trick planowanej przerwy. Na aromatyczną kawę lub orzeźwiającą wodę. To dobra wymówka, a zarazem czas na sprawdzenie kierunku działań. Trzeba wszystko przemyśleć od nowa i sprawdzić, czy czynności nie mijają się z wyznaczonym celem. Jeśli wszystko jest w porządku, po takiej przerwie dostaję potężnego kopa do pracy. Często 10 minut przerwy przekłada się na zdwojoną wydajność. Tę mądrość poznałem dzięki mojemu trenerowi, który często przysiada i chwilkę rozmyśla. Potem w jego wzroku pojawia się jasny błysk, na twarzy rozciąga się uśmiech, a ruchy nabierają sprężystości. Jest to bardzo mądry i doświadczony trener.


I na koniec parę słów o tym jak minimalizuję wpływ czynników zewnętrznych na mój harmonogram dnia. Rozwiązaniem jest kontrolowanie „mojej czasoprzestrzeni”. Na biurku mam tylko jeden dokument, którym aktualnie się zajmuję. Resztę, nawet całą stertę, odkładam do szuflady za plecami. Nie sięgam do niej i nie patrzę na stertę, dopóki nie uporam się z tym jednym. Takie dokumentacyjne sprawy zwykle załatwiam przed siódmą rano. Zanim pracownicy zaczną przychodzić ze swoimi problemami. W tej godzinie jestem wydajny jak reaktor atomowy. 
Czy ja wykorzystuję maksymalnie czas? Na pewno nie! Ciągle się uczę i nanoszę poprawki do mojego planu dnia, schematu życia i ostatecznej wartości oczekiwanej. Mam jednak pewność, że tak postępując lepiej inwestuję każdą sekundę, i to się opłaca.

1 komentarz:

  1. Proponuję spisać co kolejno robimy w pracy, czas początku i końca każdego zadania. Ja już wykryłem po tygodniu, że np. Na jałowe rozmowy tracę około 20 minut dziennie, co daje 1 roboczy dzień w miesiącu, 2 tygodnie w roku, itd.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.